niedziela, 19 grudnia 2010

Rozdział 7

Jest już prawie drugi tydzień ferii. Miśka wyjechała na narty. Chciała mnie ze sobą zabrać. Ja jakoś nie miałam ochoty zostawiać tutaj Damiana. Nie, nie jesteśmy jeszcze razem. Jeszcze podkreślę :) Widziałam jak z każdym dniem przychodził do mnie coraz szczęśliwszy. Coraz bardziej potrzebowaliśmy siebie na wzajem. Codziennie o piętnastej dostawałam czerwoną róże. Byłam szczęśliwa, że miałam jego. Tak, teraz żyłam tylko dla niego. Mimo, że nie byliśmy razem byłam cała jego, bezgranicznie. Właśnie wstałam. Związałam włoski i poszłam do kuchni wyszperać coś z lodówki. Znalazłam jogurt. Wzięłam łyżeczkę i poszłam oglądać telewizje. Jak zwykle nic ciekawego. Seriale, wiadomości. Mam ochotę obejrzeć jakiś lepszy film. Może komedia romantyczna? W tym momencie zadzwonił telefon.
-Słucham?
-Hej Ann. Nie obudziłem cię prawda?
Powiedział to tak słodkim i zdecydowanym tonem. Czułam w jego głosie ekscytację, podniecenie. Czułam też radość.
-Nie, nie. Już dawno nie spałam.
-To dobrze. Chciałbym cię zaprosić do kina. Sama możesz wybrać film.
-Dziś?
-Tak. Jak coś to czekam na odpowiedź.
-Okey. Możesz być pewny ze nie zmarnuje tej okazji.
Wyłączyłam telewizor i szybciutko pobiegłam do laptopa. Włączyłam stronę z repertuarem na dziś. Kilka filmów animowanych, dwa horrory, dramat. Jest! Komedia romantyczna. Seans jest o wpół do pierwszej więc powinnam zdążyć się wyszykować. Złapałam telefon i wystukałam z pamięci Jego numer.
-To ja. Wybrałam już. Film zaczyna się o dwunastej trzydzieści. To komedia romantyczna. Może być?
-Tak tylko chciałbym zrobić coś jeszcze. Spotkajmy się o dwunastej przed ta kawiarenką na rogu.
-Dobrze, do zobaczenia.
Poszłam do łazienki. Wzięłam szybki prysznic. Maksymalne orzeźwienie. Wytarłam się ręcznikiem i wróciłam do pokoju. Chciałam założyć dziś coś innego. Może spódniczkę zamiast klasycznych jeansów? Tak. Do tego ciemne rajstopy. Całkiem nieźle się to wszystko zgrywa. Do tego biała bluzeczka i czarny sweterek. "No, jestem gotowa" pomyślałam. Zbliżała się dwunasta. Włożyłam kurtkę, buty i wyszłam z domu. Biały, puchowy śnieg przykrył chodniki, drzewa i wszystko inne co napotkał na swojej drodze. Niebo było idealnie niebieskie. Jak nigdy. Słońce świeciło wyostrzając kontrast śniegu. Mróz szczypał mnie w uszy. Czułam, że mam rumieńce na policzkach. Nie mogłam się doczekać spotkania. Z każdą sekunda serce biło mi szybciej. Damian działał jak najlepszy narkotyk. Przyciągał mnie i zawsze pragnęłam go coraz więcej. Mijałam ludzi na ulicy. Wszyscy zajęci swoimi sprawami. Jedni byli spóźnieni na autobus, drudzy szli spokojnie nigdzie się nie śpiesząc. Ja chciałam jak najszybciej zaspokoić swoją miłość jego obecnością. Już dochodziłam. Błagałam Boga żeby on już tam był, już na mnie czekał. Wyszłam zza rogu. Jest! Stał tam taki zamyślony ale widać było bijące od niego podekscytowanie. Zauważył mnie. Na jego ustach pojawił się ogromny, słodki uśmiech.
-Hej. Mała jesteś śliczna.
Powiedział to dokładnie mi się przyglądając po czym delikatnie muskając wargami pocałował mnie w policzek.
-Jak dobrze, że cię widzę. Tak strasznie się stęskniłam.
Przytuliłam się do niego najczulej jak umiałam. Poczułam jego słodki zapach. Te perfumy idealnie do niego pasowały. Mogłabym tak zawsze stać wtulona w niego. Na chwile zapominając o rzeczywistości.
-Ja.. ja muszę ci coś powiedzieć. Proszę cię Ann, nie przerywaj mi. Jest to dla mnie ważne, bo ty jesteś dla mnie ważna. Ja chciałem ci powiedzieć, że chce iść z tobą przez życie. Ja zrozumiem jeżeli mi teraz powiesz, ze jestem ci obojętny, że widzisz mnie tylko jako przyjaciela..
-Damian! Jak mogłeś sobie tak pomyśleć. Kocham cię.
Widziałam w jego oczach blask. Niesamowity blask radości. Jestem najszczęśliwszą osobą pod słońcem! Damian złapał mnie za rękę i ruszyliśmy w stronę kina. Szedł taki dumny z uśmiechem na ustach i blaskiem w oczach. Nie mogłam się na niego napatrzeć. Szedł a ja widziałam, ze jest mój, tylko mój. Dziś dostałam go w podwójnej dawce. Oszalałam z miłości. Szłam z myślą, ze każda napotkana dziewczyna cholernie mi go zazdrości. Zazdrości mi jego uśmiechu, jego zapachu, jego dotyku. Jest śliczny a szczególnie teraz, kiedy jest taki szczęśliwy. * Z filmu dużo nie zrozumiałam. Byłam za bardzo zajęta swoim Szczęściem. Kocham go z całego serduszka. Przez cały film patrzyłam na niego. Nie wiem co on ma w sobie ale przyciąga mój wzrok jak magnes. Nigdy nie mogę mu się oprzeć. Podobał mi się każdy jego centymetr, oczy, usta.. Wracałam do domu powoli, spacerkiem. Wiedziałam, że jak co dzień przyjdzie listonosz i wręczy mi czerwoną różę. Mijałam ludzi na ulicy. Wydawali mi się tacy szczęśliwi. Uśmiechałam się sama do siebie. Minęło już pół godziny od naszego spotkania a ja już za nim tęsknie.
Właśnie dotarłam do furtki kiedy spotkałam listonosza. Tego dnia nie dostałam róży..

1 komentarz: