wtorek, 21 grudnia 2010

Rozdział 8

Z tamtego wieczoru dużo nie zapamiętałam. Wszystko działo się bardzo szybko.. Czułam strach a potem przeszywający na wylot ból psychiczny. Tak, psychiczny. Wróciłam do domu. Na początku nic mnie nie niepokoiło oprócz tego, ze listonosza jeszcze nie było. dochodziła siedemnasta. Na dworze było już ciemno. Włączyłam radio żeby trochę się wyluzować. "Wypadek na ulicy Leonarda. Nie znamy szczegółów. Dalej o wypadku po godzinie osiemnastej" -usłyszałam. Kilka ulic dalej ode mnie. Niedaleko mieszka Damian. I wtedy właśnie przeszyło mnie dziwne przeczucie. Wybrałam numer i próbowałam się do niego dodzwonić. Za każdym razem włączała się poczta. Z każdą minutą bałam się coraz bardziej. Mama mnie uspokajała. Mówiła, ze na pewno wszystko jest dobrze. Ja wiedziałam, że coś jest nie tak. Zaczęłam dzwonić do Miśki. Nie odbierała.. Czekałam godzinę. Nie mogłam dłużej wytrzymać. Założyłam buty i kurtkę i wybiegłam z domu. Musiałam sprawdzić czy z Nim wszystko w porządku. Pragnęłam, żeby siedział teraz przed komputerem i ze słodkim uśmiechem przeprosił, ze nie odbiera ale nie usłyszał przez głośną muzykę. Dochodziłam już do skrzyżowania na którym był nieszczęsny wypadek. Wtedy jeszcze nie wiedziałam jak bardzo nieszczęsny. Wyszłam zza budynku który zasłaniał mi widok na ulicę i nagle zobaczyłam szczątki motoru wbitego w słup. Obok stał samochód który uderzył w krawężnik. Policja jeszcze przesłuchiwała kierowcę. Przyjrzałam się dokładnie. i Wtedy właśnie zobaczyłam, że to motocykl Tomka - brata Miśki. Nie dowierzałam. Jak najszybciej chciałam się skontaktować z Miśką. Nie mogłam się dodzwonić. Szłam w stronę mieszkania Damiana. Miałam nadzieję, ze on tam będzie. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że to on jechał z Tomkiem. Przechodziłam przez park kiedy na wyświetlaczu pojawił się numer Miśki.
-Halo? Dlaczego ty nie dobierasz?! Co się stało?!
Przez chwilę była cisza. Trwała kilka sekund nie więcej. Dla mnie dłużyła się niesamowicie.
-Miśka, co się stało?!
Z nerwów byłam tak roztrzęsiona, ze ledwo trzymałam telefon. Przez chwilę znów była cisza, głucha, przeszywająca cisza. W końcu usłyszałam spokojny głos. Nie usłyszałam tam żadnej radości, żadnego entuzjazmu który zawsze słyszałam. Głos był bardzo cichy. Miśka mówiła powoli jakby zastanawiała się nad każdym słowem.
-Ann Tomek miał wypadek.
A więc to był jednak jego motocykl?
-Miśka, ale powiedz coś więcej.
Bałam się najgorszego. Bałam się, ze powie o śmierci. Tego bałam się najbardziej.
-Żyje. Ma tylko złamaną nogę. Wyjdzie z tego.
-To dlaczego..
Przerwała mi. Nie widząc czemu nie pozwoliła mi dokończyć. Ciągle mówiła powoli.
-Jechał z nim Damian. Jest w ciężkim stanie.
I tu wybuchła płaczem. Nie wiedziałam co się dzieje. Nic do mnie nie docierało. Czułam ból, niesamowity ból. Chciałam krzyczeć. Łzy napłynęły mi do oczu. Upuściłam telefon. Słyszałam tylko jak Miśka pyta się gdzie jestem. Ktoś podszedł i zapytał czy dobrze się czuje.. Straciłam kontakt ze światem.
Dziś mija już trzeci tydzień. Ciągle siedzę w szpitalu. Ciągle czuwam przy nim. Nie odzyskał jeszcze przytomności ale stan jest stabilny. Dwa dni temu miał ostatnią operację. Na razie wszystko idzie dobrze. Widziałam jego mamę jak płaczę, mi samej też jest bardzo ciężko. Nie chodzę do szkoły. Miśka przychodzi zaraz po lekcjach. Chodzę do domu tylko spać. Wstawałam rano. Szłam zrobić świeże zakupy, gdyby się obudził miałby wszystko czego potrzebuje. Czekam na Miśkę. Powinna już być. Lekarze pozwalają tylko rodzinie na odwiedziny ale dla mnie i Miśki zrobili wyjątek. Martwię się. Nie wiem czy wyjdzie z tego wszystkiego. Cały czas jestem przy nim i nigdy nie tracę nadziei. Boli mnie to, ze musi tu leżeć połamany, obolały, z zszytą raną na policzku. Jego delikatne powieki. Jego piękne, pełne usta. Kocham go całego. Nie pozwolę mu odjeść. Nigdy!
-Hej Ann. Jak się czujesz kochana?
-Dobrze. Powiedz, że przyniosłaś coś do jedzenia.
-Nie, ale zaraz pójdę kupić. Chcesz batona czy jakąś sałatkę?
-Może być sałatka.
Wyszła patrząc z troską na Damiana. Potem spojrzała na wyświetlacz żeby sprawdzić jakie ma tętno. Potem na mnie rzucając spojrzenie typu "będzie dobrze". Nie wracała dłuższy czas. Wstałam z krzesła i podeszłam do okna. Śnieg topniał. Słońce świeciło na pożółkłą trawę. Mimo ze był dopiero zaczynał się marzec miałam wrażenie, że to już wiosna.
-Ann.
Usłyszałam cichy szept. Głos był zachrypiały. Zerwałam się. Spojrzałam na Damiana. Pobiegłam szybko. Usiadłam obok niego i położyłam rękę na jego dłoni.
-Kocham cię.
Ledwo powiedział i złapał mnie za rękę. Widziałam, że nie ma siły. Był wykończony. Te wszystkie aparatury do których był podłączony, ból i mecząca śpiączka.
-Zamknij oczy i odpoczywaj skarbie. Jestem tu z tobą.
Za chwilę przyszła Miśka. Damian zdążył zasnąć. Opowiedziałam jej co się stało. Nie opuszczę go już o końca życia.

niedziela, 19 grudnia 2010

Heej ;)

Jeżeli ktoś to na prawdę czyta a mam taką nadzieję to bardzo mu z całego serca dziękuje ;) Jeżeli chcecie mogę was informować o nowych natkach przez gg ;) podajcie w komciu i od razu do was piszę ;)

pozdrawiam.
;)

Rozdział 7

Jest już prawie drugi tydzień ferii. Miśka wyjechała na narty. Chciała mnie ze sobą zabrać. Ja jakoś nie miałam ochoty zostawiać tutaj Damiana. Nie, nie jesteśmy jeszcze razem. Jeszcze podkreślę :) Widziałam jak z każdym dniem przychodził do mnie coraz szczęśliwszy. Coraz bardziej potrzebowaliśmy siebie na wzajem. Codziennie o piętnastej dostawałam czerwoną róże. Byłam szczęśliwa, że miałam jego. Tak, teraz żyłam tylko dla niego. Mimo, że nie byliśmy razem byłam cała jego, bezgranicznie. Właśnie wstałam. Związałam włoski i poszłam do kuchni wyszperać coś z lodówki. Znalazłam jogurt. Wzięłam łyżeczkę i poszłam oglądać telewizje. Jak zwykle nic ciekawego. Seriale, wiadomości. Mam ochotę obejrzeć jakiś lepszy film. Może komedia romantyczna? W tym momencie zadzwonił telefon.
-Słucham?
-Hej Ann. Nie obudziłem cię prawda?
Powiedział to tak słodkim i zdecydowanym tonem. Czułam w jego głosie ekscytację, podniecenie. Czułam też radość.
-Nie, nie. Już dawno nie spałam.
-To dobrze. Chciałbym cię zaprosić do kina. Sama możesz wybrać film.
-Dziś?
-Tak. Jak coś to czekam na odpowiedź.
-Okey. Możesz być pewny ze nie zmarnuje tej okazji.
Wyłączyłam telewizor i szybciutko pobiegłam do laptopa. Włączyłam stronę z repertuarem na dziś. Kilka filmów animowanych, dwa horrory, dramat. Jest! Komedia romantyczna. Seans jest o wpół do pierwszej więc powinnam zdążyć się wyszykować. Złapałam telefon i wystukałam z pamięci Jego numer.
-To ja. Wybrałam już. Film zaczyna się o dwunastej trzydzieści. To komedia romantyczna. Może być?
-Tak tylko chciałbym zrobić coś jeszcze. Spotkajmy się o dwunastej przed ta kawiarenką na rogu.
-Dobrze, do zobaczenia.
Poszłam do łazienki. Wzięłam szybki prysznic. Maksymalne orzeźwienie. Wytarłam się ręcznikiem i wróciłam do pokoju. Chciałam założyć dziś coś innego. Może spódniczkę zamiast klasycznych jeansów? Tak. Do tego ciemne rajstopy. Całkiem nieźle się to wszystko zgrywa. Do tego biała bluzeczka i czarny sweterek. "No, jestem gotowa" pomyślałam. Zbliżała się dwunasta. Włożyłam kurtkę, buty i wyszłam z domu. Biały, puchowy śnieg przykrył chodniki, drzewa i wszystko inne co napotkał na swojej drodze. Niebo było idealnie niebieskie. Jak nigdy. Słońce świeciło wyostrzając kontrast śniegu. Mróz szczypał mnie w uszy. Czułam, że mam rumieńce na policzkach. Nie mogłam się doczekać spotkania. Z każdą sekunda serce biło mi szybciej. Damian działał jak najlepszy narkotyk. Przyciągał mnie i zawsze pragnęłam go coraz więcej. Mijałam ludzi na ulicy. Wszyscy zajęci swoimi sprawami. Jedni byli spóźnieni na autobus, drudzy szli spokojnie nigdzie się nie śpiesząc. Ja chciałam jak najszybciej zaspokoić swoją miłość jego obecnością. Już dochodziłam. Błagałam Boga żeby on już tam był, już na mnie czekał. Wyszłam zza rogu. Jest! Stał tam taki zamyślony ale widać było bijące od niego podekscytowanie. Zauważył mnie. Na jego ustach pojawił się ogromny, słodki uśmiech.
-Hej. Mała jesteś śliczna.
Powiedział to dokładnie mi się przyglądając po czym delikatnie muskając wargami pocałował mnie w policzek.
-Jak dobrze, że cię widzę. Tak strasznie się stęskniłam.
Przytuliłam się do niego najczulej jak umiałam. Poczułam jego słodki zapach. Te perfumy idealnie do niego pasowały. Mogłabym tak zawsze stać wtulona w niego. Na chwile zapominając o rzeczywistości.
-Ja.. ja muszę ci coś powiedzieć. Proszę cię Ann, nie przerywaj mi. Jest to dla mnie ważne, bo ty jesteś dla mnie ważna. Ja chciałem ci powiedzieć, że chce iść z tobą przez życie. Ja zrozumiem jeżeli mi teraz powiesz, ze jestem ci obojętny, że widzisz mnie tylko jako przyjaciela..
-Damian! Jak mogłeś sobie tak pomyśleć. Kocham cię.
Widziałam w jego oczach blask. Niesamowity blask radości. Jestem najszczęśliwszą osobą pod słońcem! Damian złapał mnie za rękę i ruszyliśmy w stronę kina. Szedł taki dumny z uśmiechem na ustach i blaskiem w oczach. Nie mogłam się na niego napatrzeć. Szedł a ja widziałam, ze jest mój, tylko mój. Dziś dostałam go w podwójnej dawce. Oszalałam z miłości. Szłam z myślą, ze każda napotkana dziewczyna cholernie mi go zazdrości. Zazdrości mi jego uśmiechu, jego zapachu, jego dotyku. Jest śliczny a szczególnie teraz, kiedy jest taki szczęśliwy. * Z filmu dużo nie zrozumiałam. Byłam za bardzo zajęta swoim Szczęściem. Kocham go z całego serduszka. Przez cały film patrzyłam na niego. Nie wiem co on ma w sobie ale przyciąga mój wzrok jak magnes. Nigdy nie mogę mu się oprzeć. Podobał mi się każdy jego centymetr, oczy, usta.. Wracałam do domu powoli, spacerkiem. Wiedziałam, że jak co dzień przyjdzie listonosz i wręczy mi czerwoną różę. Mijałam ludzi na ulicy. Wydawali mi się tacy szczęśliwi. Uśmiechałam się sama do siebie. Minęło już pół godziny od naszego spotkania a ja już za nim tęsknie.
Właśnie dotarłam do furtki kiedy spotkałam listonosza. Tego dnia nie dostałam róży..

piątek, 10 września 2010

Rozdział 6

Weszłam do domu. Korytarz był obsypany czerwonymi, gdzieniegdzie ciemno różowymi płatkami róż. Czułam woń kwiatów. Zdjęłam kozaki i delikatnie stąpając weszłam na schody. One również były obsypane "ścieżką" płatków. Do poręczy były przywiązane dwie czerwone róże. Wzięłam jedną z nich i powąchałam. "Mmm cudowny zapach" pomyślałam. Tak bardzo lubiłam róże. Byłam w nich zakochana.. Ale co do cholery robiły w moim domu tysiące róż i tysiące ich płatków?! Wchodziłam krok po kroku. Delikatnie. Dostrzegałam każdy szczegół. Ścieżka prowadziła do mojego pokoju. Drzwi były zamknięte. Ostrożnie je popchnęłam nie wiedząc czego lub kogo mam się spodziewać. Poczułam mocniejszy zapach, również kwiatów. Nie innych lecz tych samych tylko w większej ilości. Otworzyłam drzwi całkowicie. Czułam delikatny dreszczyk emocji. Wszędzie były płatki. Dosłownie wszędzie. Na łóżku, na półkach, na biurku a o podłodze nie wspomnę. A na środku pokoju stał wielki miś z ogromnym bukietem krwisto czerwonych róż. Czułam się wspaniale. Nie myślałam o tym kto mi to przygotował. Byłam mu dozgonnie wdzięczna, że mogłam się dzięki niemu tak poczuć. Usiadłam na łóżku. Chciałam jakoś ogarnąć myśli. Zdjęłam szalik i kurtkę i podeszłam do pluszaka. Był naprawdę duży. Miał może jakieś metr pięćdziesiąt. O jasnokremowym futerku z czerwoną bluzeczką. Na łapce napisane miał "I love you". W kieszonce bluzeczki znajdował się lizak. Tak mój ulubiony lizak. Od razu rozwinęłam go z papierka i wsadziłam do buzi. Mmm arbuz. Obejrzałam jeszcze raz dokładnie cały prezent ale nigdzie nie znalazłam karteczki od "wielbiciela". To musiała być osoba która wie, że lubię czerwone róże, arbuzowe lizaki i niespodzianki. Kto nie lubi niespodzianek?
-Anniu! Czy to dziś walentynki?
Usłyszałam otwierające się drzwi wejściowe i kroki na schodach.
-Hej mamo. No właśnie nie wiem co to ma znaczyć. Nikogo nie było w domu. Ktoś musiał tu jakoś wejść.
-No, no. Masz gust córeczko. Ten chłopak potrafi docenić kobietę.
Powiedziała z uśmiechem podchodząc do misia.
-Oj mamo nawet nie wiem kim on jest.
Zawstydziłam się trochę ale podołałam odpowiedzieć. * Posprzątałam płatki i włożyłam je do szklanego wazonu. Całkiem ładnie się prezentował. Bukiet aż dwudziestu róż wsadziłam do flakonu i postawiłam w salonie. Poszłam zjeść coś lekkiego na kolację. Otworzyłam lodówkę. Jak zwykle nie miałam na nic ochoty. Złapałam serek brzoskwiniowy, łyżeczkę i poszłam do pokoju. Włączyłam komputer. Wymacałam po ciemku komórkę. W pokoju nadal unosił się zapach róż. Nie miałam żadnych sms'ów. Szkoda. Myślałam, że może Damian. Ale nie, nie. Wystarczy, że nagrodził mnie dzisiejszą niespodzianką. To znaczy tak mi się wydaje że to od niego. Zalogowałam się i posprawdzałam wszystkie stronki na które zawsze wchodzę. Coś mnie podkusiło i weszłam na skrzynkę mailową. Ooo i tutaj zaczęło mi się podobać. Wiadomość od mojego księcia. Znaczy nie mojego ale już tak się nauczyłam ;). "Heej Ann. Chciałbym cię jutro zobaczyć. Nie masz nic przeciwko żebyśmy się spotkali jutro koło południa w tej nowej kawiarni? Chyba, że masz już inne plany na pierwszy dzień ferii. Całuję. Damian". Kliknęłam odpisz ale nie. Zanim on odczyta tego maila. Złapałam komórkę. Szybciutko wystukałam "Nie mam nic przeciwko. przepraszam że tak późno. jesteśmy umówieni.śpij dobrze" Poszperałam jeszcze troszkę w internecie i położyłam się spać. Zanim zasnęłam dostałam odpowiedź że również życzy mi słodkich snów i nie może doczekać się jutra. Zamknęłam oczy. Zasnęłam od razu. Obudziłam się koło dziesiątej. Rodziców już nie było. Poszłam pod prysznic. Musiałam się odświeżyć przed spotkaniem. Ach nie mogłam się doczekać. Pobiegłam w ręczniku do kuchni. Zjadłam dwa soczyste jabłka i poszłam do pokoju. Włączyłam muzykę i zaczęłam się szykować. Założyłam jasne rurki i bluzę. Położyłam trochę różu na policzki i trochę tuszu. Musiałam już wychodzić. Założyłam kurtkę i buty i zamknęłam dom. Wrzuciłam klucz i telefon do kieszeni i dumnym krokiem ruszyłam do kawiarenki. Nie była daleko. Szłam powoli. Uśmiechałam się dom wszystkich. Odpowiadali mi tym samym. Wyobrażałam sobie jego. Jego oczy, usta... Przypominałam sobie wczorajszy powrót do domu. Ach cudownie, cudownie! Weszłam do umówionego miejsca. Zdjęłam kurtkę i szalik i powiesiłam na wieszaku. Rozejrzałam się i zauważyłam go od razu. Siedział z tyłu. W szarej bluzie. Był zamyślony. Wyglądał tak słodko. Zbliżyłam się chodź bardzo chciałam patrzeć tak dalej na niego. Chyba mnie zauważył. Wstał i podszedł całując mnie w policzek.
-Pięknie wyglądasz.
-Dziękuje.
Nie wiem czemu ale uwielbiałam jego łobuzerski uśmiech. Nie wiem co w nim było takiego ale przyciągał mnie do siebie jak magnez. Usiedliśmy. Zamówiłam sok pomarańczowy, on porzeczkowy. Rozmawialiśmy długo ale też długo milczeliśmy patrząc na siebie. Minęło nam całe południe. Musiałam iść. W końcu rodzice mieli wrócić a ja miałam ich klucz. Wyszliśmy i odprowadził mnie do domu. Przy furtce spotkaliśmy listonosza. Zostałam obdarowana różą. Widziałam zazdrosny wzrok Damiana. Szybko jednak minął i został zastąpiony zaufaniem. Pożegnaliśmy się dokładnie jak wczoraj. Kiedy odchodził krzyknęłam "Dziękuje za niespodziankę!" Zrobił minę udając że to nie on i odszedł z uśmiechem.
*****************************************************************
Ten rozdział dedykuję osobie która bardzo mi dziś pomogła. Dziękuje Skarbie:* Nie poradziłabym sobie z tym gdyby nie ty. Moja Oliw:* Pamiętajcie że tego bloga zawdzięczacie właśnie jej. Miłego czytania. ;)

środa, 8 września 2010

Rozdział 5

Spałam z Miśką u niej w pokoju a chłopcy u jej młodszej siostry. Kiedy się obudziłam Miśki już nie było. Podeszłam do lusterka. Miałam na sobie biały podkoszulek i granatowe szorty. Włosy były strasznie potargane i całkiem się rozmazałam. Poszłam do łazienki. Przeczesałam się i zmyłam pozostałości tuszu. Chciałam zejść na dół żeby coś zjeść i posprzątać po urodzinach. Idąc przez korytarz przez uchylone białe drzwi zobaczyłam "mojego księcia". Spał. Ech nie mogłam się powstrzymać i weszłam do pokoju. Różowe ściany, białe szafeczki wszędzie lalki barbie a na środku małe łóżeczko z różową pościelą w serduszka spał ON. Był taki słodki, taki niewinny. Uśmiechnęłam się sama do siebie. "Fajnie jest mieć kogoś kogo można kochać" pomyślałam i przypomniałam sobie o prezencie od niego. W tym momencie złapałam się za szyję żeby dotknąć serduszka i.. O NIE! Gdzie on jest?! Zgubiłam go! RATUNKUUU! Nie, nie, nie panikuj. Anka spokojnie. Musi się znaleźć. Na pewno będzie w łóżku Miśki. Jestem tego pewna. Poszłam do jej pokoju przeszukując po drodze korytarz. Szłam ostrożnie przypatrując się dokładnie kawałek po kawałku to na panelach, to na dywanie. Nic. Totalne nic. Nie ma. Podeszłam do łóżka. Delikatnie pociągnęłam pościel. Jejku chyba go nie znajdę. żebym chociaż znalazła łańcuszek to już będzie pół sukcesu. * Minęła godzina jak przeszukiwałam okolice łóżka. Zeszłam na dół sprawdzić czy Miśka wróciła. Byłam strasznie zła, że zaniedbałam prezent. W salonie na kanapie leżała poduszka i koc. Musiał tu spać Piotrek. Weszłam do kuchni. Na blacie stało jabłko i talerz naleśników z czekolada a obok kartka "Poszliśmy na spacer. Wrócimy koło południa. W razie kłopotów zadzwońcie." Ja mam kłopot i to duży. A co jeśli Damian zobaczy mnie bez? Co mu wtedy powiem? O nie, o nie.. Słyszę kroki na górze. Ech.. na szczęście poszedł do łazienki. Szybko, telefon! Wybrałam numer Miśki.
-Miśka szybko ratuj.
-Co się stało?
-Jejku ja nie wiem jak to w ogóle wytłumaczyć..
-No weź dawaj bo mi przerwałaś.
-Yy sorki. No już mówię. Zgubiłam serduszko od Damiana.
-Ann wcale nie zgubiłaś. Wieczorem jak już spałaś zdjęłam ci go bo bałam się że się poplątasz.
Usłyszałam śmiech Piotrka. No tak ale ja jestem głupia.. Mogłam od razu do niej zadzwonić.
-I gdzie on teraz jest?
-U mnie pod lusterkiem na pierwszej półce stoi fioletowe pudełeczko.
-Dzięki. Jesteś najlepsza. Bawcie się dobrze.
Odłożyłam telefon i jak szybko mogłam wbiegłam po schodach. Bach! Wpadłam na niego.
-Gdzie tak pędzisz?
-Yyy ja no ten. Do łazienki.
Uśmiechnął się i przesunął żebym mogła dobiec do celu. Wpadłam do pokoju Miśki i usłyszałam "Łazienka jest dalej!" Złapałam fioletowe pudełeczko i wybiegłam uśmiechając się i wbiegając do drzwi obok. Założyłam naszyjnik. Pięknie się prezentował. Ach teraz mogę zejść na dół.
-Jesteś głodny?
-Nie, nie. Widziałem naleśniki ale nie mam ochoty. A może rty się skusisz?
-Heh nie, dzięki. Odechciało mi się jeść.
-To może trochę posprzątamy?
I odwrócił się tyłem maszerując do salonu. Jak bardzo podobał mi się sposób chodzenia i sposób jakim się zawsze poruszał. Ech. Zagapiłam się. trzeba się wziąć do roboty. Damian wziął worki i pozbierał wszystkie śmieci. Ja natomiast pozbierałam brudne półmiski po chipsach, pucharki po lodach, szklanki, talerze i tego typu naczynia. Powsadzałam do zmywarki. Bałagan był mniej więcej opanowany.
-Ann co ty myślisz o Miśce i Piotrku?
-Ech no fajna by była z nich para.
-No właśnie. Wiesz jak gadałem z Piotrkiem to on by bardzo tego chciał.
-No z tego co ja wiem to ona tez.
-Pomożemy im?
-Możemy spróbować.
Uśmiechnęłam się włączając odkurzacz. Wiedziałam że oni dadzą sobie radę sami ale nie zaszkodzi. Damian pytał mnie chyba z sześć razy czy czasem mi nie pomóc ale zostało tylko odkurzanie. W końcu zapewniłam mu że sobie poradzę i w końcu zajął się telewizją. Mi nawet do głowy by nie przyszło że on lubi seriale o miłości. Czyżby był romantykiem? Jeździłam tym odkurzaczem z piętnaście minut ale na reszcie czyściutko. No gdzie ta Miśka? Już prawie czternasta.. Usiadłam na kanapie obok Damiana. Był taki skupiony, taki ciekawy, taki romantyczny. Myśl o nim nie dawała mi spokoju. Usłyszałam dźwięk otwierających drzwi. Oboje z Damianem podnieśliśmy głowy zza oparcia. No nie do wiary! Oni są razem! O Boże! Jak to dobrze że choć im się układa.
-Czeeeść. Wróciliśmy.
Powiedziała Miśka z zadowoloną miną.
-O posprzątaliście? Naprawdę nie trzeba było. Ann jesteś kochana ty Damianku też..
Jak było fajnie na nich patrzeć. Trzymają się za ręce. Miśka ciągle coś gada a on tylko patrzy. Patrzy na nią z podziwem z taką miłością. Po prostu chciałam w tym momencie zatrzymać czas i sfotografować tę chwilę. Usiedli obok nas. Ona ciągle mówiła on tylko patrzył. Wyglądali cudownie.
-Miśka ja już będę szła do domu.. Może rodzice już wrócili. Dziękuje wam jeszcze raz za te urodziny. Jestem wam wdzięczna.
Podeszłam do wieszaka i założyłam swoją puchową kurtkę, oplotłam szalik wokół szyi, założyłam buty i wyszłam. Przeszłam drogę od drzwi do bramy. Starannie zamknęłam ją za sobą. Szłam zaśnieżonym chodnikiem. Miałam na ulicy poskurczanych od zimna ludzi. Mi nie było zimno. W każdym bądź razie nie myślałam o tym. Miałam przed oczami obraz Mateusza. Jak pierwszy raz się poznaliśmy, pierwszy uśmiech, pierwszy pocałunek.. Ale nie, nie brakuje mi tego.
-Ann poczekaj!
Odwróciłam się. Tak, tak. Brązowe oczy. Taa. Mogłam się w nie patrzeć godzinami. Całymi godzinami.
-Odprowadzę cię okey?
-Nie mam nic przeciwko.
Uśmiechnął się najlepiej jak potrafi. Byłam w stanie oddać życie za ten uśmiech, za te oczy, za niego.. Szliśmy tak rozmawiając o wszystkim. O szarym niebie o moim przyjęciu o smutnych piosenkach i o miłości.
-Czy ty byłabyś w stanie oddać za kogoś życie?
Zatrzymałam się. Stałam dość blisko niego. Trzęsłam się z zimna. Spojrzałam mu w oczy. Był trochę wyższy ode mnie ale nie przeszkadzało mi to.
-Wiesz, mówią że kiedy rodzi się dziecko to dusza rozpada się na dwie połówki. Mężczyznę i kobietę i jak ktoś już znajdzie tą swoją drugą połówkę to jest się w stanie oddać wszystko nawet życie.
Uśmiechnął się. Widziałam radość w jego oczach. Złapał mnie za ręce.
-Chyba ci zimno? Mogę?
-Tak możesz. Co za głupie pytanie. Ty możesz wszystko.
-Tak też?
I pocałował mnie. Najpierw delikatnie. Wahał się. Potem coraz bardziej pewny siebie. Zamknęłam oczy. Wyobrażałam sobie jego uśmiech. Oddałam mu się. Chciałam żeby mnie całował, pieścił moje usta swoimi. Czułam jego słodki oddech. Teraz już nie trzymał mnie za ręce lecz przytulał do siebie. Trwało to może jakieś kilkanaście minut i oderwał się ode mnie.
-Mogę?
Zapytał jeszcze raz. Chciałam odpowiedzieć ale moje usta i moja dusza pragnęły go coraz więcej.
-Tak.
Odpowiedziałam pełna zadowolenia. Wymieniliśmy się uśmiechami i poszliśmy w przeciwne kierunki. Co chwilkę jednak się odwracałam i ku mojemu zdziwieniu nasze spojrzenia się spotykały. Wróciłam do domu cała w skowronkach. Otworzyłam drzwi kluczem który był pod wycieraczką i.. tutaj czekała mnie kolejna niespodzianka.

poniedziałek, 6 września 2010

Rozdział 4

-100 lat!
Krzyknęli wszyscy chórem. Byłam wniebowzięta. Wszystko było idealne. Dekoracje, tort, przekąski, napoje, ludzie, ich stroje. Wszystko tak jak sobie wymarzyłam. Czy ja zasłużyłam na spełnienie jednego z moich marzeń? Tyle rzeczy robiłam źle. Ale nie czas teraz o tym myśleć. Muszę zająć się moim marzeniem.
-Jejkuu jestem baardzo zaskoczona i baardzo wdzięczna wam wszystkim. Nie spodziewałam się że aż tak się dla mnie postaracie. Jesteście cudowni, naprawdę..
Byłam tak szczęśliwa że łzy napłynęły mi do oczu. Głos mi się załamał i nie wiedziałam co mam jeszcze powiedzieć. Usłyszałam tylko głos Miśki z tyłu "Tylko mi tu nie rycz bo się namęczyłam z makijażem"
-No to zaczynami imprezę - ciągnęła Miśka do innych - włączamy muzykę i zapraszam na tort!
A ja stałam tak i myślałam o moim drugim marzeniu a chodzi tu o pewnego chłopaka ;]
-Ann wszystko dobrze?
I poczułam jego ręce na moich ramionach. No nie wierzę! Przytulił mnie! Zatrzymajcie czas! Teraz! Czułam jego oddech. Miał bardzo ciepłe i miłe w dotyku dłonie. Wyperfumowany był jakąś drogą wodą. Musiałam stanąć na palcach żeby dostać do jego ucha. W końcu wyszeptałam że już jest dobrze i dziękuje za troskliwość. Nie widziałam ale czułam, ze się uśmiechnął.
-Chyba musisz iść pokroić tort. Czekają na Ciebie. No już Mała. Idź.
Uśmiechnęłam się. "Mała" fajnie brzmi.
-No to co kroimy?
Zapytałam z uśmiechem. Piotrek wręczył mi duuży nóż z czerwoną kokardą na trzonku. Zdjęłam ją i cały czas się uśmiechając kroiłam każdemu po kawałku. Przyszli ludzie ode mnie z klasy oprócz oczywiście kilku lasek. Byli też ludzie starsi o rok i młodsi. Oczywiście wszystkich znałam.
-Czeeeść!
Usłyszałam przez hałas i muzykę głos mamy.
-Skarbie wszystkiego najlepszego.
Trzymała w rękach małe fioletowe pudełeczko. Tata stał z tyłu obok rodziców Miśki.
-Mamo dziękuje. Nie trzeba było.
-To od naszej czwórki. Nie będziemy wam przeszkadzać. Idziemy do tego nowego baru. Skarbie życzę ci spełnienia wszystkich marzeń.
Uśmiechnęłam się. Potem podeszła do mnie pani Agnieszka a potem tata z panem Darkiem. Wszyscy życzyli mi tego samego a ja byłam im za to wdzięczna. Bardzo wdzięczna.
-Może poczęstujecie się tortem?
-Nie, nie. Dziękujemy. Wpadliśmy tylko dać ci prezent i powiedzieć, ze możesz dziś nie wracać do domu. Wszyscy możecie spać tutaj jeżeli tylko rodzice wam na to pozwolą.
-Mamo dziękuje.
Wychodząc pan Darek rzucił dowcipnie żebyśmy nie rozwalili jego ulubionego kredensu. Ale my raczej nie jesteśmy tacy wybuchowi. Miśka. podeszła i wyjęła mi z rąk pudełeczko. Odłożyła je na miejsce gdzie były inne pudełeczka, pudełka i pudła z prezentami. Było tego naprawdę dużo. Zjedliśmy tort i wypiliśmy po lampce szampana (podobno moi rodzice go kupili). Ach samo to przyjęcie było prezentem. Czułam się bardzo, bardzo szczęśliwa. Zapomniałam wam dodać, ze ku własnemu zdziwieniu zdjęli mi gips. Nie było złamania. To tylko po to żeby mogli przygotować przyjęcie. Ciekawe jak udało im się przekonać lekarza. Cały czas grała muzyka. Dużo osób tańczyło. Nagle usłyszałam swoją ulubioną nutkę "Rachael Lampa-If you believe" I aż chciało mi się tańczyć. Jest powolna ale naprawdę śliczna. Na"parkiecie" zebrały się pary i wszyscy tańczyli przytulanego. Nawet Miśka dorwała Piotrka. Ładnie ze sobą wyglądali.
-Zatańczysz Maleńka?
Odwróciłam się i zobaczyłam ten łobuzerski uśmiech.
-Jasne.
Uśmiechnęłam się i znów poczułam jego ciepłe ręce, słodki zapach i oddech na skórze. W myślach miałam tylko muzykę i obraz jego oczu. Patrzyłam na niego. Miał zamknięte oczy. Dużo bym dała żeby wiedzieć o czym teraz myśli. Wtuliłam się w niego. Tańczyliśmy dopóki nie usłyszeliśmy innej piosenki. Oczywiście szybszej.
-Ann chodź. Muszę ci coś dać.
Złapał mnie za rękę i zaprowadził do cichej i spokojnej kuchni. Spojrzałam mu w oczy i widziałam podekscytowanie.
-Chciałem cię jakoś uszczęśliwić. Szedłem dziś i nie miałem zielonego pojęcia co mam ci kupić. Stanąłem przed sklepem i stwierdziłem, że to będzie dla ciebie idealne.
Wręczył mi małe, czarne pudełeczko. Najpierw się zawahałam. Czy założyłam? A co tam. Raz się żyje. Otworzyłam. Na granatowej poduszeczce leżał maleńkie kryształowe serduszko w srebrnej "oprawie". Był naprawdę piękny.
-Pozwolisz że ci go założę?
I podałam mu pudełeczko. Wyjął wisiorek wraz z łańcuszkiem. Odwróciłam się i podniosłam włosy do góry. Poczułam jego ciepłe palce na karku. Było przyjemnie, naprawdę przyjemnie. Wróciliśmy do gości. Wszyscy zdążyli mi złożyć życzenia a niektórzy nawet kilka razy zbliżała się już pierwsza w nocy. Pożegnałam kilku chłopaków i dwie siostry stryjeczne. Tańczyłam z Damianem jeszcze kilka razy. Za każdym razem byłam bardziej szczęśliwa. Miśka też bawiła się dobrze z Piotrkiem. Bawiłam się jak nigdy. Raz tańczyliśmy i śpiewaliśmy wszyscy. Drugim razem każdy z osobna na karaoke. To były najlepsze urodziny jakie kiedykolwiek miałam. Wszyscy poszli koło trzeciej. Zostaliśmy tylko my i nasi kochani chłopcy.

Rozdział 3

Otwarłam oczy. Tiaa biały sufit, jasnoniebieskie ściany. Za oknem nic tylko szare niebo i białe od śniegu trawniki. Leże w szpitalu. To już czwarty dzień. Cholernie mi się nudzi. Jestem w połowie książki "Dzieci z dworca Zoo" Dzisiaj przeczytam całą. Mama do mnie przychodzi kiedy tylko może. Tata odwiedza mnie wieczorami jak przywozi mamę i potem jeszcze raz jak ją odbiera. Miśka przychodzi po szkole i zawsze siedzi do przyjazdu mojej mamy. No ale do czternastej i tak jestem zawsze sama. Ogólnie nic mi nie jest mam tylko złamaną nogę i jakieś delikatne obrażenie wewnętrzne. Będę tu tydzień.Chyba będę musiała chodzić trochę o kulach ale jakoś sobie poradzę. Szkoda, że leżę sama na sali. Nie ma nawet z kim pogadać. Telefon mi na dodatek padł. Na szczęście mam na ścianie zegarek. Dwunasta piętnaście. No tak trochę spałam. Przynajmniej się wysypiam. Jejku mam ochotę na pomarańczę. Mmm taką soczystą. Może mama mi coś dziś przyniesie.. Na razie trochę poczytam. "Ojciec [...] zrywał mnie z łóżka i spuszczał lanie. Mojej młodszej siostrze też się coś przy tym dostawało. [...]
Mama stała wtedy przeważnie w drzwiach i płakała. Rzadko kiedy odważyła się nas bronić, bo wtedy bił także i ją. Tylko Ajaks, mój dog, często wskakiwał między nas. Skowyczał cienko i miał bardzo smutne oczy, kiedy zaczynało się lanie. Jemu najłatwiej przychodziło doprowadzić ojca do opamiętania, bo ojciec, tak jak my wszyscy, bardzo kochał psy. Czasem krzyczał na Ajaksa, ale nigdy go nie uderzył." Lubię tę książkę. Jest baaardzo życiowa. Jestem wdzięczna że nie muszę przeżywać tego co bohaterka. taa trochę się zanurzyłam w tej książeczce. trzynasta pięć. Jak dobrze pójdzie to szybko ją skończę. O sms od mamy "Hej Aniu przepraszam ale dziś do Ciebie nie przyjedziemy. Całuję mama." Ech.. Może Miśka przyjdzie po szkole. Tak w ogóle to są dziś moje urodziny. Yhh szesnaste. Nie mówiłam nikomu bo szczerze powiem, ze nie lubię tego święta. Znaczy nie święta tylko tego dnia. "Mam szesnaście lat" Booże jak to brzmi? Chciałabym być dzieckiem. Takim sześcioletnim. Nie myśleć. Nie mieć problemów. Malować wszystko na różowo. Chodzić w kolorowych sukienkach i objadać się słodyczami. Chyba usypiam...

****

-Ann wstawaj! No co za śpioch! Ann!
Otworzyłam oczy. Miśka stała przy szafeczce szpitalnej i pakowała moje ubrania.
-Wstawaj! Wychodzi stąd! Szybko, szybko.
-Miśka co ty gadasz? Ty poważna jesteś?
Obie wpadłyśmy w śmiech. :)
Podniosłam się i założyłam na siebie to co kazała Miśka. Ciemne rurki i bluzę z kapturem.
-Zakładaj kurtkę i idziemy :D
-Jejkuu gdzie ci się tak śpieszy.
-A zobaczysz.
Za niecałe dziesięć minut byłyśmy już w drodze do centrum handlowego. Miska nawet słowem nie pisnęła po co tu jedziemy i w ogóle. Tak, tak ja znam jej numery i pewnie znów coś wymyśliła.
-Ann potrzebujesz sukienki. Tylko wiesz nie takiej jak myślisz..
I w tym momencie weszłyśmy do nowo otwartego sklepu "Looksos". Na samą tą nazwę przeszły mnie dreszcze. Miśka wie że do najbogatszych nie należę. Ona sama jest baardzo bogata ale jak dla mnie to ten sklep trochę nie pasował.
-Miśka co ty robisz?
-No Ann okey powiem ci. Moja młodsza siostra robi domówkę. No wiesz takie sześcioletnie dzieciaczki. No i moja mama kazała żebym zabrała cię do sklepu kupiła jakieś różowe sukienki, kolorowe baletki uczesały się w pyteczki i przyszły wieczorem na imprezę popilnować dzieciaczków.
-No i nie można było tak od razu? No dla twojej mamy mogę się zgodzić.
Oglądałyśmy sukienki na manekinach ale nic nam nie odpowiadało. Dopiero jakoś na samym końcu znalazłam całkiem fajną sukienkę. Różowa (tak jak kazała Miśka) bez ramiączek (lubię takie) marszczona, lśniąca, zakrywała tylko pupę, naszyte delikatne koronki no istnie wyjęta z bajki! Tylko cena.. kto by dał za głupią dziecinną ( mi się podobała :D) sukienkę 980 złotych? Nawet mi przez myśl nie przeszło żeby ja kupić. Odwróciłam się i Miśka trzymała już mój rozmiar w ręce. Dla siebie wybrała taką samą ale żółtą.
-Przymierzamy i bierzemy. W promocji!
I uśmiechnęła się zachęcając mnie do wejścia do przebieralni. Przymierzyłam, popatrzyłam i stwierdziłam ze mogłabym iść na bal przebierańców. Hehe.
Miśka wypruła już w normalnych ciuchach. Zabrała mi sukienkę i pobiegła do kasy. Tak jej się spieszyło, że po drodze kupiła tylko dwie pary białych baletek i poszłyśmy do mojego domu. Znaczy pobiegłyśmy.
-Ann szybko, szybko.
Była już osiemnasta kiedy wyszłam z łazienki w rozpuszczonych włosach, ubrana w nową sukienkę, umalowana i zadowolona. Miśka ma talent. Siebie pomalowała wcześniej.
-Chodź Ann wychodzimy.
-No już, już. A powiedziałaś moim rodzicom?
-Oczywiście że tak.
Kiedy wyszłyśmy taksówka była już pod drzwiami. Jechałyśmy w ciszy. Nie wiem dla czego.. Byłam lekko smutna że nikt o mnie nie pamiętał no ale cóż. Dojechałyśmy na miejsce. Aleja prowadząca do ślicznego domu była cała w kolorowych balonach. Szłam i czułam się jak księżniczka. Pozwoliłam sobie trochę pomarzyć bo dziś w końcu były moje urodziny.. Drzwi obklejone w różowe kwiatuszki i wszystko takie bajeczne. Przyćmione światło na dworze i w domu.. W DOMU JEST CIEMNO!
-Miśka co to ma być? Tu nie ma żadnego przyjęcia prawda?
Ale nie odpowiedziała. Otworzyła drzwi i zapaliła światło. W głównym pokoju stało koło pięćdziesięciu osób. Wszyscy ubrani w kolorowe spodnie i koszulki lub sukienki. Na stole stał meega wielki tort z napisem "Dla Ann - 16 lat". Obejrzałam twarze ludzi w czapeczkach urodzinowych. Wszyscy uśmiechnięci i zadowoleni. I w tym momencie podszedł do mnie Damian. Założył mi malutki diadem na głowę i wyszeptał "Wszystkiego co najlepsze księżniczko"
-Miśka..
Wydusiłam z zachwytu.
-Ann chciałaś się poczuć jak mała dziewczynka. Dziś możesz to zrobić. Baw się dobrze kochana
-Ach jesteście wspaniali!