poniedziałek, 6 września 2010

Rozdział 3

Otwarłam oczy. Tiaa biały sufit, jasnoniebieskie ściany. Za oknem nic tylko szare niebo i białe od śniegu trawniki. Leże w szpitalu. To już czwarty dzień. Cholernie mi się nudzi. Jestem w połowie książki "Dzieci z dworca Zoo" Dzisiaj przeczytam całą. Mama do mnie przychodzi kiedy tylko może. Tata odwiedza mnie wieczorami jak przywozi mamę i potem jeszcze raz jak ją odbiera. Miśka przychodzi po szkole i zawsze siedzi do przyjazdu mojej mamy. No ale do czternastej i tak jestem zawsze sama. Ogólnie nic mi nie jest mam tylko złamaną nogę i jakieś delikatne obrażenie wewnętrzne. Będę tu tydzień.Chyba będę musiała chodzić trochę o kulach ale jakoś sobie poradzę. Szkoda, że leżę sama na sali. Nie ma nawet z kim pogadać. Telefon mi na dodatek padł. Na szczęście mam na ścianie zegarek. Dwunasta piętnaście. No tak trochę spałam. Przynajmniej się wysypiam. Jejku mam ochotę na pomarańczę. Mmm taką soczystą. Może mama mi coś dziś przyniesie.. Na razie trochę poczytam. "Ojciec [...] zrywał mnie z łóżka i spuszczał lanie. Mojej młodszej siostrze też się coś przy tym dostawało. [...]
Mama stała wtedy przeważnie w drzwiach i płakała. Rzadko kiedy odważyła się nas bronić, bo wtedy bił także i ją. Tylko Ajaks, mój dog, często wskakiwał między nas. Skowyczał cienko i miał bardzo smutne oczy, kiedy zaczynało się lanie. Jemu najłatwiej przychodziło doprowadzić ojca do opamiętania, bo ojciec, tak jak my wszyscy, bardzo kochał psy. Czasem krzyczał na Ajaksa, ale nigdy go nie uderzył." Lubię tę książkę. Jest baaardzo życiowa. Jestem wdzięczna że nie muszę przeżywać tego co bohaterka. taa trochę się zanurzyłam w tej książeczce. trzynasta pięć. Jak dobrze pójdzie to szybko ją skończę. O sms od mamy "Hej Aniu przepraszam ale dziś do Ciebie nie przyjedziemy. Całuję mama." Ech.. Może Miśka przyjdzie po szkole. Tak w ogóle to są dziś moje urodziny. Yhh szesnaste. Nie mówiłam nikomu bo szczerze powiem, ze nie lubię tego święta. Znaczy nie święta tylko tego dnia. "Mam szesnaście lat" Booże jak to brzmi? Chciałabym być dzieckiem. Takim sześcioletnim. Nie myśleć. Nie mieć problemów. Malować wszystko na różowo. Chodzić w kolorowych sukienkach i objadać się słodyczami. Chyba usypiam...

****

-Ann wstawaj! No co za śpioch! Ann!
Otworzyłam oczy. Miśka stała przy szafeczce szpitalnej i pakowała moje ubrania.
-Wstawaj! Wychodzi stąd! Szybko, szybko.
-Miśka co ty gadasz? Ty poważna jesteś?
Obie wpadłyśmy w śmiech. :)
Podniosłam się i założyłam na siebie to co kazała Miśka. Ciemne rurki i bluzę z kapturem.
-Zakładaj kurtkę i idziemy :D
-Jejkuu gdzie ci się tak śpieszy.
-A zobaczysz.
Za niecałe dziesięć minut byłyśmy już w drodze do centrum handlowego. Miska nawet słowem nie pisnęła po co tu jedziemy i w ogóle. Tak, tak ja znam jej numery i pewnie znów coś wymyśliła.
-Ann potrzebujesz sukienki. Tylko wiesz nie takiej jak myślisz..
I w tym momencie weszłyśmy do nowo otwartego sklepu "Looksos". Na samą tą nazwę przeszły mnie dreszcze. Miśka wie że do najbogatszych nie należę. Ona sama jest baardzo bogata ale jak dla mnie to ten sklep trochę nie pasował.
-Miśka co ty robisz?
-No Ann okey powiem ci. Moja młodsza siostra robi domówkę. No wiesz takie sześcioletnie dzieciaczki. No i moja mama kazała żebym zabrała cię do sklepu kupiła jakieś różowe sukienki, kolorowe baletki uczesały się w pyteczki i przyszły wieczorem na imprezę popilnować dzieciaczków.
-No i nie można było tak od razu? No dla twojej mamy mogę się zgodzić.
Oglądałyśmy sukienki na manekinach ale nic nam nie odpowiadało. Dopiero jakoś na samym końcu znalazłam całkiem fajną sukienkę. Różowa (tak jak kazała Miśka) bez ramiączek (lubię takie) marszczona, lśniąca, zakrywała tylko pupę, naszyte delikatne koronki no istnie wyjęta z bajki! Tylko cena.. kto by dał za głupią dziecinną ( mi się podobała :D) sukienkę 980 złotych? Nawet mi przez myśl nie przeszło żeby ja kupić. Odwróciłam się i Miśka trzymała już mój rozmiar w ręce. Dla siebie wybrała taką samą ale żółtą.
-Przymierzamy i bierzemy. W promocji!
I uśmiechnęła się zachęcając mnie do wejścia do przebieralni. Przymierzyłam, popatrzyłam i stwierdziłam ze mogłabym iść na bal przebierańców. Hehe.
Miśka wypruła już w normalnych ciuchach. Zabrała mi sukienkę i pobiegła do kasy. Tak jej się spieszyło, że po drodze kupiła tylko dwie pary białych baletek i poszłyśmy do mojego domu. Znaczy pobiegłyśmy.
-Ann szybko, szybko.
Była już osiemnasta kiedy wyszłam z łazienki w rozpuszczonych włosach, ubrana w nową sukienkę, umalowana i zadowolona. Miśka ma talent. Siebie pomalowała wcześniej.
-Chodź Ann wychodzimy.
-No już, już. A powiedziałaś moim rodzicom?
-Oczywiście że tak.
Kiedy wyszłyśmy taksówka była już pod drzwiami. Jechałyśmy w ciszy. Nie wiem dla czego.. Byłam lekko smutna że nikt o mnie nie pamiętał no ale cóż. Dojechałyśmy na miejsce. Aleja prowadząca do ślicznego domu była cała w kolorowych balonach. Szłam i czułam się jak księżniczka. Pozwoliłam sobie trochę pomarzyć bo dziś w końcu były moje urodziny.. Drzwi obklejone w różowe kwiatuszki i wszystko takie bajeczne. Przyćmione światło na dworze i w domu.. W DOMU JEST CIEMNO!
-Miśka co to ma być? Tu nie ma żadnego przyjęcia prawda?
Ale nie odpowiedziała. Otworzyła drzwi i zapaliła światło. W głównym pokoju stało koło pięćdziesięciu osób. Wszyscy ubrani w kolorowe spodnie i koszulki lub sukienki. Na stole stał meega wielki tort z napisem "Dla Ann - 16 lat". Obejrzałam twarze ludzi w czapeczkach urodzinowych. Wszyscy uśmiechnięci i zadowoleni. I w tym momencie podszedł do mnie Damian. Założył mi malutki diadem na głowę i wyszeptał "Wszystkiego co najlepsze księżniczko"
-Miśka..
Wydusiłam z zachwytu.
-Ann chciałaś się poczuć jak mała dziewczynka. Dziś możesz to zrobić. Baw się dobrze kochana
-Ach jesteście wspaniali!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz